- Walka toczy się o życie, zdrowie, rodzinę, przyjaciół, o napotkanego samotnego samarytanina, solidarność międzyludzką - mówi Waldemar Skuratowicz, prezes fundacji działającej przy klasztorze mniszek dominikanek Na Gródku w Krakowie. Jej patronką jest sł. Boża s. Magdalena Epstein, pionierka szkolnictwa pielęgniarskiego i dominikanka.
Magdalena Dobrzyniak: Kiedy zrodziła się myśl: "Trzeba coś zrobić"?
Waldemar Skuratowicz: Bezczynność lub pseudospokój wobec rzeczywistego zagrożenia to nie moje klimaty. Miesiąc temu zostałem prezesem Fundacji im. Służebnicy Bożej Siostry Magdaleny Epstein. Ledwo rozsiadłem się wygodnie w fotelu prezesowskim, żeby zapoznać się z sylwetką patronki fundacji, a tu masz ci, babo, placek... COVID-19. Po pierwszych apelach o pozostanie w domu przestawiłem się na pracę zdalną i zastosowałem do poleceń. Wydało mi się to jednak zbyt mało. Zaczęły mnie dręczyć pytania typu: "Jak ocalić bliskich? Ilu z nas przeżyje? Co zrobić, żeby ludzie nie doświadczali epidemii? Jak mam zachować się wobec zagrożenia? Co na moim miejscu zrobiłaby nasza patronka?". Zadzwoniłem do moich przyjaciół i zadałem im pytanie o to, jak pomóc, a ponieważ żona mojego przyjaciela jest lekarzem, bez wahania wskazała na odzież ochronną.
Fundacja szybko zareagowała na potrzebę środków ochrony osobistej. Może Pan krótko podsumować efekty tego zaangażowania? Do kogo konkretnie trafiły fartuchy i maski powstałe w fundacji?
Oczywiście na początku naszą akcję skonsultowałem z wiceprezesem fundacji Piotrem Jantosem i siostrami - przeoryszą Stanisławą Chruścicką oraz subprzeoryszą Emanuelą Sargą. Natychmiast dostaliśmy od nich błogosławieństwo i zielone światło do działania. Umieściliśmy informację w mediach społecznościowych i nazajutrz ze zdumieniem stwierdziliśmy, że post uzyskał kilkanaście tysięcy wyświetleń, mało tego - nasze konto zaczęło puchnąć od wpłat darczyńców. Pojawili się również wolontariusze chętni do szycia fartuchów i maseczek. Na tym etapie olbrzymią pracę wykonał wiceprezes fundacji. Znalazł hurtownię, która - gdy usłyszała o celu naszej działalności - zrezygnowała z narzuconej marży i sprzedała nam wigofil w cenie 56 zł za belę. Piotr nawiązał również kontakt z osobami, które zobowiązały się szyć odzież ochronną. Następnie rozwieźliśmy towar po szyjących wolontariuszkach, zaczynając od Krakowa poprzez Liszki, Jordanów, Chrzanów, Trzebinię, Tenczynek, Piekary Śląskie, Zabrze, a z czasem zaczęli dołączać kolejni szyjący. Tak ruszyła akcja wspierania służby zdrowia. Na pierwszy ogień uszyta odzież ochronna powędrowała do noworodków na Oddział Neonatologii Szpitala Uniwersyteckiego przy ul. Kopernika 23, na Oddział Kliniczny Chorób Zakaźnych przy ul. Śniadeckich 10 oraz do Domu Pomocy Społecznej przy ul. Piotra Kluzeka 6 w Krakowie. Następnie przyjęto od nas maseczki i fartuchy w Szpitalu Klinicznym im. dr. Józefa Babińskiego, a nawet trafiliśmy do kliniki w Mysłowicach. Nie zapomnieliśmy również obdarować wigofilem Hospicjum św. Łazarza. Wsparliśmy kupionymi materiałami krawieckimi grupy szyjące dla Śląska. Niech pani sobie wyobrazi, że teraz zerwany ze snu mogę pani jednym tchem wyrecytować, jakie są rodzaje lamówek!
Zamknęliście już ostatecznie kwestię szycia? Jakie kolejne działania będziecie podejmować?
Ponieważ dostajemy informacje zwrotne, że środki ochrony osobistej są dostarczane w coraz większej liczbie, postanowiliśmy nie dublować się z działaniami innych, chociaż pracownicy służby zdrowia komplementują jakość wykonania naszych maseczek i fartuchów, co bardzo nam schlebia i dobrze świadczy o szyjących wolontariuszkach oraz o jakości materiałów. Oczywiście nadal szyjemy maseczki, ale już nie w takich ilościach, jak na początku akcji. Kolejne zadanie wypłynęło jakby naturalnie. Ochotnicy, lekarze i pielęgniarki, którzy poświęcili się chorym i przebywają z nimi w szpitalu przez 24 godziny na dobę, są jakby poza budżetem danej placówki medycznej, dlatego zaproponowano nam, abyśmy ufundowali im obiady. Tak rozpoczęła się inna forma pomocy - "Obiad dla medyka". Zawsze można się do niej przyłączyć, wystarczy wpłacić datek na konto naszej fundacji z dopiskiem: "Na posiłki" (Bank PKO SA: 04 1240 4650 1111 0010 4575 5153). Można też, będąc podmiotem działalności kulinarnej, darować takie posiłki dla potrzebujących. W działaniu jesteśmy bardzo elastyczni i reagujemy na pojawiające się potrzeby, więc trudno powiedzieć, jaki będzie nasz kolejny krok... Czas pokaże.
Siła modlitw i wyrzeczeń dominikanek klauzurowych porusza niebo. Piotr Jantos